sobota, 11 sierpnia 2012

Bałkany part one

Długo mnie nie było........pojechałam na zasłużone wakacje. W tym roku po 3 latach powróciłam na Bałkany tym razem miejscem docelowego noclegu była Chorwacja, ale nie spowodowało to tego, że zapomniałam odwiedzić podobnie Bośnię- Mostar to przynajmniej dla mnie jest kwintesencja Bałkanów, bo jest tam wszytko. Drugi raz byłam w tym mieście i drugi raz mnie urzekło. Nie wiem  czy to kwestia błękitnej rzeki (Neretwy ), kamiennego mostu, czy zniszczonych, spalonych budynków ze śladami po kulach po minionej wojnie. Wszystko to nadaje temu miastu niesamowitego uroku, a stare miasto, które zostało odbudowane po ostatniej wojnie wygląda tak jak za czasów tureckich.

Chorwacji oraz Czarnogóry nie muszę chyba nikomu przedstawiać- według mnie oba kraje mają najpiękniejsze wybrzeże jakie znam. Góry, przeźroczysta woda, umożliwiająca podziwianie ryb, krabów i innych stworzeń wodnych gdy się w niej zanurkuje- czego chcieć więcej. Ktoś by pewnie powiedział piaszczystej plaży- ja jej nie potrzebuje, ba nawet wolę kamieniste wybrzeże.

Przejdźmy wreszcie  do kuchni bałkańskiej. W wypadku tegorocznego wyjazdu głównie będzie to kuchnia nadmorska, czyli Chorwacka.
Na wybrzeżu chorwackim królują ryby i owoce morza : W nadmorskich konobach królują zatem krewetki, kalmary, małże. Na wybrzeżu można się też udać na rejs morski, w cenie zawarty jest poczęstunek grillowaną rybą- zazwyczaj makrela oraz winem.
W Polsce nie ma zwyczaju jeść owoców morza, wolę jeść dania z naszej kuchni, ponadto nie mam przekonania do mrożonych krewetek które zazwyczaj są u nas sprzedawane bez główek...a jak wiadomo ryba psuje się do głowy. W krajach śródziemnomorskich się nimi objadam.

Czarne Risotto
Małże w risotto

Krewetki królewskie w sosie pomidorowym
Powyższe krewetki w pomidorach były najlepsze jakie jadłam w życiu, natomiast czarne risotto miałam okazje spróbować po raz pierwszy. Potrawa swój czarny kolor zawdzięcza atramentowi z kałamarnicy, oprócz tego w jej skład wchodzą pokrojone w kosteczkę kalmary. Obie potrawy są godne mistrzów, tak jak pisałam powyżej zapewne nie będę próbowała ich przyrządzić u siebie w domu.

Klimat chorwackich restauracji rybnych podkreślają świeże ryby, które można oglądać w zamrażalnikach przed nimi, ponadto serce się mi raduje gdy kelnerzy w momencie gdy klient zamawia rybę przynosi je by można było wybrać sobie konkretną rybę do zjedzenia.

  Niestety jakie rybki mieliśmy przyjemność próbować w Dubrovniku nie mam pojęcia, były małe wielkości szprotek, niestety nie jestem wstanie powiedzieć czy to były szprotki, czy coś innego

Tak jak wspominałam wybraliśmy się na rejs na pobliskie chorwackie wyspy, w trakcie rejsów kapitan przewiduje poczęstunek w formie grillowaną makreli oraz wina, którego można kosztować do woli. Jak na możliwości kambuzu tego stateczku wykonanie ryby było zaskakująco dobre. Posiłek smakowo nie porywał, była to klasyczna rybka z grilla. Jeśli macie wątpliwości czy warto brać udział w takim rejsie powiem krótko warto :) Tak jak pokazuje zdjęcie poniżej posiłek wizualnie może nie zachwyca, jest zwykły i prosty- aczkolwiek na smakowo nie można narzekać.

Podsumowując pierwszą część swojego krótkiego wakacyjnego podsumowania, Chorwatom zazdroszczę  ciepłego morza i ryb oraz owoców morza w nich pływających,  pięknego wybrzeża i przede wszystkim tego, że przez cały wyjazd nie widziałam napisu Kebab, hot-dog, McDonald, czy KFC.

Na koniec zdjęcie chorwackich rybek w Jeziorach Plitwickich.


Niebawem drugi opis tym razem nie rybny :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz